JAN – WIERSZE

20:02

Zmierzcha
W opustoszałej piaskownicy
Nocować będą
Zapomniane czerwone wiadereczko
Z łopatką
Dwie rozsypane babeczki
I skórka z banana
Już po kąpieli i bajeczce
Kolacja wypełniła brzuszki
Małych odkrywców świata
Na których teraz
Pod kołderką
Czeka sen
A ja
Już kolejny raz
Rozwijam z papierka
Owocową landrynkę
I smakuje swe dzieciństwo
Mając żal
Że tak krótko trwało
I niewiele pamiętam


5:45

Na pustym przystanku
Wolna ławeczka
Ostatni autobus odjechał
Wczoraj
Można pozbierać myśli
I poukładać wydarzenia
Nie rozgrzeszam godzin
Po północy
Wszystko zaczyna się od nowa
Można znowu mieć nadzieję
Poczekam
Może przyjedzie
Pierwszym autobusem
O piątej czterdzieści pięć


DO ZOBACZENIA

Dzisiejszej nocy
Posiądę jutro
Będę marzył
I układał słowa
Których
Zapewne nie wypowiem
Dzienne światło
Mnie onieśmieli
I nie podpowie
Żadnych treści
Już tyle powiedzieliśmy
Do siebie
Że nadszedł czas
Milczenia


LICZĄC NA SPEŁNIENIE

Dokończ swe dzieło
Niepowtarzalne
W każdej osobie
Tak
Aby miało udział
W tworzeniu świata
Któreś rozpoczął
I daj świadomość
Mocnej wiary
Że
Góry nie są przeszkodą
Na drodze
Do Ciebie


SZANSA

Pomilczmy razem
Nasze myśli
Potrzebują oddechu
A usta chwili
By odzyskać smak
Nie uprzedzajmy faktów
Jeżeli wczoraj już było
A jutra nie ma
To dziś
Jest po to
By przejść do wieczności
Zanim
Uprzedzą nas inni
Proszę
Podaj mi swą dłoń
I zdajmy się na los


DO MYŚLI

Nie czekajcie na mnie
Ja tu zostaję
Może jutro
Odnajdę drogę
By wrócić
Tam
Gdzie brakło słów
By dopowiedzieć resztę
Refleksja przyszła później
Jak ochłonęły emocje
I
Teraz cofnę czas
Mrugnięciem powiek
W drugą stronę
I uratuję lot motyli
Tamtego
Słonecznego dnia


DATA

Pamiątka cyfr
Które się ziściły
I te
Co biegną oszalałe
By zaistnieć
Zanim skończy się
Cierpliwość
Pootwieranych życiorysów


ZAPYTANIE

Przepraszam Pana
Za odwagę
I zapytam
Czy Pan jest Jezusem
Idę
Obarczony życiem
Doświadczam tego samego
Co inni
Mnie podobni
Już osiwiałem
Nie tylko od myśli
Ale i czasu
Chcę z kimś porozmawiać
Wymienić doświadczenia
A Pan
Spojrzał na mnie
Łaskawym okiem


AWIZO

Dołączę do was
To tylko kwestia czasu
Na pewno jesteście go ciekawi
To dalszy ciąg
Eposu
O ziemi
Na której to my
Gramy główne role
Wasze już znam
Poznałem po uczynkach
A teraz
Ja
Co nieco
Do tego dokładam
Liczę
Na to
Że umiecie przymykać oko
Przecież
Nikt nie jest doskonały


WIELKA NIEWIADOMA

Czasem jest tak blisko
Że można się uśmiać
Z samego siebie
Że tyle czasu
Trzeba było
Czekać
By zobaczyć
Że to czekanie
Nigdy się nie kończy
Dopóki istnieje
Ostatnia nadzieja


……….

Aniele
Który jesteś
Gdzieś obok
Podpowiedz mi wreszcie
Przecież mnie znasz
I wiesz co potrafię
Jak mam nie zepsuć
Kolejnego dnia
Znudziło mi się
Wciąż to samo
Myśleć
Ufać
I coś tam wyprzedzać
A ludzie
Patrzą ze zdziwieniem
O co mi chodzi
A przecież
Tu na ziemi
My
Jesteśmy dla siebie
I na siebie skazani
Proszę cię
Dogadajcie się między sobą
Może wtedy
Będzie nam łatwiej


………..

To był
Słoneczny dzień
Dziś słońce
Miało więcej do powiedzenia
A nieliczne chmury
Schodziły mu z drogi
Widziałem
Jak rozmawiało
Z moim cieniem
Byłem dumny
Z tego wyróżnienia
Zapewne wieczorem
Napiszę o tym wiersz
Ze nie byłem sam
I było mi ciepło
Ale nie tak
Jak pamiętam
Gdy twój uśmiech
Przerósł to
Odciskiem ust
O wiele gorącym


………..

Zanim stanę się
Astralnym wspomnieniem
I pochłonie mnie
Gwiezdny pył
Gdzieś na mlecznej drodze
Wspominał będę
Czas na ziemi
I w mgnieniu oka
Zatrzymam
Tylko ten
W którym wiązałem nadzieję
Z tobą
Zaiste
To był piękny czas
Ale ty
Robiłaś wszystko
By moje łzy
Rozwiązały ten splot
I będzie mi żal
Wieczny żal


………..

Pomyliłem drogę do raju
Na tej krzyżówce
Brakowało kapliczki
Widocznie to nowa droga
I potrzeby inne
Nie zdążono powiedzieć
Że manowce
Są w każdą stronę
I każdy
Kto liczy na siebie
Na pierwszym zakręcie
Gdy zostanie sam
Przegrywa z nadzieją
Która
Przestała wierzyć
W siebie samą


FOTOGRAFIA

Tak delikatnie
Całuję twoją fotografię
Że nawet nie drgniesz
I patrzysz dalej
Jak gdyby mnie nie było


……….

Dziś znów pada deszcz
Na rozmytych witrynach
Spływa spojrzenie
Obojętne na towar
Mój nogi grają w szachy
Z wodą
Stojąca na chodniku
A ja nie wiem
Na co patrzeć
Ale myślę
Że lepiej pod nogi


O JESIENI

Nadeszła jesień
Zielona cierpliwość drzew
Dobiega końca
Jeszcze tylko
Te co rodziły
Przekażą swe owoce
W dobre ręce
I wszystkie
Samotne
W gromadzie sadu
I tłumie lasu
Zapolują do kolorowej fotografii
Po uprzednim makijażu
Tylko te iglaste
W całorocznych futrach
Pozostaną przy swoim
Bo tak im do twarzy
Już od lat
I to wszystko
Uda się na pewno
Bo każdy pamięta
Swoje miejsce
Jak przed rokiem


POD JAWOREM

Przemoknięty poeta
Pod dziurawym drzewem
Zbiera opadłe liście
A wszystkie
W odcieniu deszczowej rdzy
Zapewne
O każdego z nich
Będzie flirtował z jesienią
By napisać wiersz
O ich zielonej czuprynie
I bezpiecznych ptakach
A może
Będzie to wiersz o przemijaniu
I głupiej naiwności
Co wierzy w swoją wiosnę
Że po siwej zimie
Przyjdzie jej kolej
I on tu
Odnajdzie swoją Laurę


NAUCZ MNIE

Naucz mnie
Rozumieć
Twoje spojrzenie
Czy mam ze wstydu
Opuścić głowę
Czy wyjść naprzeciw
Jutrzejszej tęsknoty
I sprostać
Naszemu być
Oczy w oczy


GRA W KLASY

Dziewczynko
O co grasz
Rzucając zielonym szkiełkiem
Jak nadzieją
Czy o temat
Jutrzejszej klasówki
Czy o Łukasza
Co ciągnie warkocz
Za mocno
I czy
Te pola z numerami
Znaczone okruchem cegły
Zaprowadzą do nieba
I pozwolą wrócić
Jako spełnione
Nie wiem
I zapytam
Czy dziś jeszcze pamiętasz
O co grałaś
Skacząc
W kolorowej sukience
Na jednej nóżce


KAPLICZKA WĘDROWCÓW W POLANKACH

Tu na szczycie drogi
Wyższym o kapliczkę
Tylko drzewa widzą więcej
Aniżeli ten
Kto się zatrzymał
By zapalić świeczkę
Dla tych co na szlaku
Tam w dole
Solinka
Na skalnych progach
Rozczesuje swój nurt
I od czasu do czasu
Sięga po piankę
Dla swych mokrych włosów
A w górze
Zaproszone na codzienny spacer
Słońce
Suszy kolory
Na dojrzałych liściach
Zanim stracą na wartości
I zaścielą stoki wzgórz
By nie były nagie
A w sercu nadzieja
Że to światełko
Tańczącego płomienia
Będzie dla mnie
Życzliwe


MELANCHOLIA

Gdy braknie słów
I milczenie przestanie być czytelne
A błądzące myśli
Odbijać się będą
Od ścian
I
Nie doczekawszy się echa
Zaścielą pytaniami
Nadchodzącą noc
Kto zrozumie
Samotnego człowieka
Na którego
Nawet lustro
Nie chce patrzeć