JAN – WIERSZE

ŻYCIE

Są słowa
Co obiecują
I wstyd im
Za mnie
I te
Co dotrzymały słowa
A teraz
Jest im głupio
Że na próżno
Cisza
Jest odpowiedzią
Na milczenie
A wiersz
Zamknięty w pamięci
Umiera przed świtem
Otwartych ust


ZIMA W BIESZCZADACH

Bieszczady w śniegu
Są jednością pożądania
Nic
Tak dokładnie nie pieści gór
Jak śnieg
I tylko
Zazdrosne spojrzenie
Próbuje
Wygrać z pamięcią
Od którego szlaku
Tu
Zaczęła się
Moja miłość


………….

Widzieć
Obojętność spojrzenia
I wiedzieć
Że
To tylko gra
Sprawia
Że pamięć boli
A to
Nie powód
By nauczyć się ciebie
Od nienapisanej strony
Tego
Co czeka
W myślach


POD KRZYŻEM TARNICY

Litania dni
Chwalebne istnienie
Pośrodku ramion
Nie tłumaczy
Dlaczego
Też
Cierpimy
Modlitwą
Karmimy ciszę
I niemą nadzieję
Nie myślimy
Uparcie wierzymy
W wzór
I podobieństwo


……….

Mam taka przypadłość
Że
Nazywam rzeczy
Po mojemu
Nawet
Gdy udaję
Martwą przeszłość
Wiem
Że żyją mną
I potrzebują świadomości
Że tęsknię
Za wszystkim
Co
Mogło by być


……….

Ani słowa
Było
O jedno za dużo
Milczenie
Jest powrotem
Ale
Ktoś pierwszy
Musi
Wymazać kropkę
W
Nieskończonym zdaniu


……….

Nie wydaną resztę
Z życia
Pozostawiam w wierszach
Nie obiecuję
Że
Wystarczy dla wszystkich
Ale
Za każde spojrzenie
Zapłacę
Treścią
Mych myśli


O POKORZE

Pokory
Nigdy za dużo
Tylko
Gdy braknie cierpliwości
Można chcieć
Coś
Co przerasta
Kolej rzeczy
A ta
Jest odporna
Na chciwe życiorysy


O JUTRZE

Niedaleka przyszłość
Może być jutrem
Wystarczy
Obudzić się
I nie przeszkadzać losowi
Gdy uzna
Że
Jest to
O dzień
Za wcześnie


ŻYCIORYSY

Brzegami dnia
Noc podzielona na pół
Życie i sen
Sen i życie
Ciąg zdarzeń
Czekających na
I tych
Co zwątpili
W nieśmiertelność
Razem
Skazani na siebie
Usiłują mieć rację
Zanim
Obojętność jutra
Rozsądzi
Po której
Będą stronie


……….

Na pozór
Jesteśmy tacy sami
Na pozór
Milczymy
Na pozór
Mówimy prawdę
Myśląc
Że się nie wyda
Na pozór
Udajemy szczęśliwych
Na pozór
Toczy się życie


TRZY KROPLE

Ten wiersz
Powinienem napisać wczoraj
Wieczorem
Całą noc był ze mną
Śnił
I sycił rządze
O których
Napisano wszystko
Z jednym wyjątkiem
Dotyczył ciebie
Zrodzoną z marzeń
I spotkaną
Po trzech kroplach
Czerwcowej burzy
A wystarczyło
Tylko
Otworzyć parasol


……….

Na początku
Wszystko musimy
Później
Czas to koryguje
A przecież
Wcześniej milczał
I nie przeszkadzał
Cynicznie kiwając
Balans zegara
Musiał wiedzieć
O pretensji
Że każdą przegraną
Podzielimy się
Pół na pół


MAGIA

Nie do wiary
Byłem
Zobaczyłem
Że mnie nie ma
A wszystko co było
Było bańką płynącą w kałuży
Po deszczu
Miotany
Od brzegu do brzegu
Czekałem na słońce
By wyparować
Jeszcze za życia


BEZ ODPOWIEDZI

Kim jesteś
Maro
Zawładnęłaś myślenie
Moich marzeń
Pozostawiając na poboczu
Bez prawa
Wyboru strony
Gdzie
Najbliżej do ciebie
Jak mam powiedzieć
Że czekanie
Które nie ma końca
Przeczy, że byłaś
A byłaś
Na pewno


PLAN B

Na początku
Musi być początek
Nawet
Ślepe przypadki

Tak porozstawiane
By na nie trafić
Później
Całą resztą
Mamimy czas
O czymś
Co zna od lat
Nie wiedząc
Że to on rozdaje karty
Pik
Na pomyłkę
Caro
Na rozczarowanie
Trefl
Na pożegnanie
A kier
By mieć
Swój plan B
Jeżeli to
Tak ma być


METAFORA

Moje słowa są Tobą
Sam nie potrafię
Zrozumieć
Dlaczego myślę jak Ty
I wiem
Kiedy uśmiech
To za mało
A dotyk
Jest jak gość
Dla którego rano
Upiekłaś szarlotkę
Nie wiem
Skąd ta metafora
Że jest to
Powrót do raju
Ale
Coś w tym jest


……….

Nadal
Wymieniam cię
W modlitwach
Rano
W południe
A nade wszystko
Na tle wieczoru
Tam widać
Na każdej ścianie
Samotność cienia
Który powstał z klęczek
I wypatruje
Z której strony
Nadejdziesz


……….

Daję i biorę
Nie wiem
Czego
Na której szali
Jest więcej
Myślę
I waham się
Próbując
Przekroczyć
Nieuchwytną linię snu
Gdy
Nic się nie dzieje
A wszystko
Rodzi się o świcie


CZARODZIEJ Z RZESZOWA

Wymyśliłem cię
Wcześniej
Niż stałaś się faktem
Tylko kwestia czasu
Dzieliła marzenie
Z realnym spotkaniem
Oczy w oczy
Nie było zdziwienia
A zaskoczeniem
Było to
Że
Uśmiechnęłaś się pierwsza